wtorek, 7 maja 2013

Powrót do rzeczywistości

Zakończył się dłuuugi urlopowy weekend. Spędziłam go bardzo przyjemnie i intensywnie, zupełny relaks:) Zapomniałam zupełnie o pracy, przez ten tydzień wydawało mi się, że tak właśnie wygląda codzienność - planowanie jakim szlakiem idziemy i dokąd, gdzie jemy obiad, sprawdzanie prognoz pogody. Sielanka:)

 Tatrzańskie krokusy - mimo, że śniegu było sporo, to krokusów jeszcze więcej:)


Urlopowy weekend oznaczał też przerwę w ćwiczeniach. W zamian - dłuuugie spacery, wspinaczki, zdobywanie szczytów, więc tak czy inaczej - aktywnie. Uwielbiam czuć zmęczenie pod koniec dnia po kilometrach spacerów, kiedy, zamykając oczy, widzę cudowne krajobrazy, wspaniałe miejsca, czuję satysfakcję, że kolejny dzień spędziłam najlepiej, jak mogłam:)

Powrót do codzienności na szczęście nie wywołał szoku. Kanapki do pracy - "na bogato". Ledwo je domknęłam:) 
Sałata, kiełki rzodkiewki pieczone mięso, łosoś wędzony, żółty ser, rzodkiewka.


Kiedy wyjeżdżałam z Warszawy, wiosna była jeszcze bardzo nieśmiała. W niedzielę zastałam już morze zieleni, drzewa, liście, kwiaty. I to, co najbardziej cieszy: na bazarku jest już botwinka, szparagi, świeży szpinak, szczaw i mnóstwo innych cudów zdrowych, zielonych, pachnących i w przystępnych cenach. Obiady mam zaplanowane na dwa tygodnie. Dziś - zupa z botwinki:)

Od razu wczoraj odwiedziłam nowy klub w celu sponiewierania się na TBC. Jako, że nowy (otwarty od tygodnia) - było luźno, co bardzo mi odpowiada. Nowa była też pani instruktorka - wulkan energii, super:)
Po zajęciach wracałam mega zmęczona i mega zadowolona:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz